Na temat kobiecości mogłabym ostatnio rozmawiać i pisać bez końca. Odkąd zaczęłam zgłębiać poszczególne jej aspekty, zdałam sobie sprawę jak potężna jest jej moc. Zbliżając się do swojej kobiecości, uświadomiłam sobie, że my kobiety, mamy ogromne pokłady siły i możliwości, z których bardzo często nie korzystamy, a co więcej, nierzadko same je niszczymy i negujemy.
W wielu przypadkach wybieramy działanie w męskiej energii, bo wydaje nam się, że wypierając się naszej kobiecości uzyskamy lepsze efekty. Co więcej, żyjemy w przekonaniu, że tak będzie wygodniej dla nas i naszego otoczenia. A to bardzo złudne i niebezpieczne wrażenie.
W rezultacie, kobiety dziś są bardzo zmęczone, mają mnóstwo obowiązków i jeszcze większą presję, by osiągać perfekcję w każdym obszarze. Jednocześnie czują się samotne i opuszczone w tej codziennej walce. Ile razy sama pomyślałaś, że jest coraz mniej prawdziwych mężczyzn na świecie? Poza dbaniem o dom, jesteśmy zajęte robieniem kariery i zarabianiem pieniędzy i świetnie nam to wychodzi! Pytanie tylko za jaką cenę? Jesteśmy wykończone, działając wciąż na pełnych obrotach, sypią nam się związki i przestajemy odczuwać radość z czegokolwiek. Wiem co mówię, bo sama tak funkcjonowałam przez długi czas. Mając pretensje do całego świata, na własne życzenie niszczyłam moją relację z mężem, podbierając mu obowiązki oraz podważając jego decyzyjność.
Z perspektywy czasu wiem, że to ja sama robiłam sobie krzywdę biorąc na swoje barki zbyt wiele, podczas gdy tak naprawdę nikt ode mnie tego nie wymagał. Nikt inny, tylko właśnie ja nie pozwalałam sobie samej odpuścić i osiągnąć balans.
Cała rzecz w tym, żeby wrócić do siebie prawdziwej, wolnej od oczekiwań innych i własnych lub cudzych przekonań. Dlaczego dałyśmy sobie wmówić, że musimy cały czas coś udowadniać sobie i światu? Dlaczego najpierw spełniamy oczekiwania rodziców, potem otoczenia, partnera… i dopiero jeśli starczy sił i doby, to może na końcu swoje? Poczułam ogromną ulgę, gdy warstwa po warstwie, zdjęłam z siebie te wymagania i uporządkowałam swoje życie. Najważniejszym etapem wracania do siebie, odnajdowania swojej wielowymiarowej kobiecości i tożsamości, był ten pierwszy terapeutyczny. Praca z rodem i jego wpływem na nasze życie była fundamentem w moim rozwoju osobistym i duchowym. Dlaczego to takie istotne? Bo daje zrozumienie i otwiera wrota do aktywnej świadomości.
Gdybym nie przepracowała wcześniej swoich braków z terapeutką, nie skorzystałabym tak wspaniale z wiedzy przekazywanej przez Natalię Jefimową w jej „Akademii Kobiecości”. To właśnie tam nastąpił przełom w moim życiu, bo to tam dowiedziałam się o czterech stanach Kobiety – Bogini.
- Bogini powietrza – piękna, wolna i niezależna. Królowa. Kobieta w tym stanie ceni siebie i swoje poglądy, zna swoją życiową misję i wie, jak ją realizować. Dzięki niej mężczyzna się rozwija i osiąga swoje cele, bo to dla niej chce zdobyć cały świat.
- Bogini ognia – stan kobiety Kochanki. Kreatywna, radosna i smakująca życie. Przyciąga niczym magnes. Mężczyźni zawsze zauważają kobiety w tym stanie, są dla nich atrakcyjne i przyciągające.
- Bogini wody – zachwycona, uśmiechnięta i lekka jak Dziewczynka. Cieszy się życiem i wszystkim co ją otacza. Jest gotowa na bezwarunkową miłość. Mężczyzna chce wtedy zaopiekować się swoją kobietą, czuje się akceptowany i potrzebny.
- Bogini ziemi – kobieta spokojna, zorganizowana i stabilna. Zapewnia swojemu otoczeniu komfort i ciepło, dostaje w zamian wdzięczność i szacunek. Potrafi zaczarować cały swój dom. Dlatego ten stan nazywamy Pani Domu.
Podczas wielu warsztatów, pod opieką Natalii, wracałam do swojej kobiecości. Dzięki temu poznałam i przepracowałam wszystkie cztery stany. Otrzymałam tam konkretne rady i narzędzia jak osiągnąć poczucie harmonii i spójności wszystkich swoich kobiecych aspektów. Kluczem było nawiązanie relacji z samą sobą, bo istotą każdej dobrej relacji jest znajomość, świadomość i akceptacja.